Jako Kościół – dodał Franciszek – “jesteśmy wspólnotą powołanych: nie najlepszych – nie, absolutnie nie – ale wezwanych, tych, którzy przyjmują, wraz z innymi, dar bycia powołanym”.
Tłumaczył młodzieży świata, że w Kościele jest miejsce dla wszystkich; “dla wszystkich” – powtórzył kilkakrotnie i prosił młodzież, by również to zrobiła.
– Dla wszystkich. Jeśli go nie ma, proszę, zróbmy tak, aby było, nawet dla tych, którzy popełniają błędy, dla tych, którzy upadają, dla tych, którzy przeżywają trudności. Bowiem Kościół jest i zawsze musi być czymś więcej, tym domem, w którym rozbrzmiewa echo wezwania po imieniu, jakie Bóg kieruje do każdego – wskazał.
– Bóg nas kocha – powiedział.
Drodzy młodzi, dobry wieczór!
Witajcie i dziękuję, że tu jesteście. Cieszę się, że was widzę, a także słyszę waszą przyjazną wrzawę, i że chcecie, żeby mi się udzielała wasza radość! Dobrze być razem w Lizbonie: zostaliście wezwani tutaj przeze mnie, przez patriarchę, któremu dziękuję za jego słowa, przez waszych biskupów, kapłanów, katechetów i animatorów. Podziękujmy im za to i obdarzymy ich gromkimi brawami! Ale przede wszystkim wezwał was Jezus: Jemu dziękujmy!
Przyjaciele, nie jesteście tu przypadkowo. Wezwał was Pan, nie tylko w tych dniach, ale od początku waszych dni. Tak, wezwał was po imieniu. Wezwani po imieniu: spróbujcie sobie wyobrazić te trzy słowa napisane dużymi literami; potem pomyślcie, że są zapisane w waszym wnętrzu, w waszych sercach, jako tytuł waszego życia, znaczenie tego, kim jesteś: jesteś wezwany po imieniu, jesteś wezwana po imieniu, jestem wezwany po imieniu. Na początku życia, wcześniej niż talenty, jakie posiadamy, cieni i ran, jakie w sobie nosimy, jesteśmy powołani. Wezwani, ponieważ jesteśmy miłowani. W oczach Boga jesteśmy drogocennymi dziećmi, które wzywa każdego dnia, by wziąć w ramiona i wesprzeć; aby uczynić z każdego z nas wyjątkowe i oryginalne arcydzieło, którego piękno możemy jedynie przeczuwać.
Podczas tych Światowych Dni Młodzieży pomóżmy sobie nawzajem rozpoznać tę istotną rzeczywistość: niech te dni będą żywym echem Bożego powołania do miłości, ponieważ jesteśmy cenni w Jego oczach, niezależnie od tego, co czasami widzą nasze oczy, przysłonięte negatywnością i oślepione przez jakże wiele rozproszeń. Niech będą to dni, w których twoje imię, za pośrednictwem braci i sióstr z wielu języków i narodów, którzy je przyjaźnie wypowiadają, rozbrzmiewa jako wyjątkowa wiadomość w historii, ponieważ wyjątkowy jest rytm Boga dla ciebie. Niech będą to dni, w których utrwalimy w naszych sercach, że jesteśmy miłowani takimi, jakimi jesteśmy. To jest punkt wyjścia Światowych Dni Młodzieży, ale przede wszystkim życia.
Wezwani po imieniu: nie jest to przenośnia, lecz słowo Boże (por. Iz 43, 1; 2 Tm 1, 9). Przyjacielu, przyjaciółko, jeśli Bóg wzywa cię po imieniu, oznacza to, że nie jesteś dla Niego liczbą, lecz obliczem. Chciałbym, abyście coś zauważyli: dzisiaj wielu zna wasze imię, ale nie woła was po imieniu. Twoje imię istotnie jest znane, pojawia się w sieciach społecznościowych, jest przetwarzane przez algorytmy, które kojarzą z nim gusta i preferencje. Wszystko to jednak nie odwołuje się do twojej wyjątkowości, lecz twojej przydatności do sondaży rynkowych. Ileż wilków chowa się za uśmiechami fałszywej dobroci, twierdząc, że wiedzą, kim jesteś, ale cię nie kochają, sugerując, że w ciebie wierzą i obiecując, że staniesz się kimś, by zostawić cię samemu, gdy przestaniesz być interesujący. Są to złudzenia wirtualne i musimy uważać, żeby nie dać się zwieść, ponieważ bardzo wiele rzeczy, które nas pociągają i obiecują szczęście, okazuje się potem tym, czym są w istocie: próżnymi, zbędnymi rzeczami, namiastkami, które pozostawiają pustkę wewnętrzną. Jezus tego nie czyni: On tobie ufa, dla Niego się liczysz.
Zatem my, Jego Kościół, jesteśmy wspólnotą powołanych: nie najlepszych – nie, absolutnie nie – ale wezwanych, tych, którzy przyjmują, wraz z innymi, dar bycia powołanym. Jesteśmy wspólnotą braci i sióstr Jezusa, synów i córek tego samego Ojca. W skierowanych do mnie listach – są piękne, dziękuję! – powiedzieliście: „Przeraża mnie świadomość, że są ludzie, którzy mnie nie akceptują i którzy uważają, że nie ma dla mnie miejsca […] Zastanawiam się nawet, czy jest dla mnie miejsce”. A dalej: „Czuję, że w mojej parafii nie ma miejsca na pomyłkę”. Przyjaciele, chciałbym wam, będącym uczulonymi na kłamstwa i puste słowa jasno powiedzieć: w Kościele jest miejsce dla wszystkich, jeśli go nie ma, proszę, zróbmy tak, aby było, nawet dla tych, którzy popełniają błędy, dla tych, którzy upadają, dla tych, którzy przeżywają trudności. Bowiem Kościół jest i zawsze musi być czymś więcej, tym domem, w którym rozbrzmiewa echo wezwania po imieniu, jakie Bóg kieruje do każdego. Pan nie wytyka palcem, ale wyciąga ręce: Jezus ukazuje nam to na krzyżu. Nie zamyka drzwi, ale zaprasza; nie trzyma z dala, lecz przyjmuje. W tych dniach przekazujemy Jego orędzie miłości, które wyzwala serce i pozostawia radość, która nie gaśnie. Jak? Wzywając innych po imieniu. Pytajcie o imiona tych, których spotykacie, a następnie wypowiadajcie imiona innych z miłością, dodając bez lęku: „Bóg cię miłuje, Bóg cię wzywa”. Przypominajcie sobie nawzajem, że jesteście cenni. Nie bójcie się mówić do siebie nawzajem: „Bracie, siostro, dobrze, że jesteś”. Czy w to wierzycie? Czy jesteście za tym?
Wy także zadawaliście mi dziś pytania, wiele pytań. Słuszne jest stawianie pytań, a nawet często lepsze niż udzielanie odpowiedzi, ponieważ ci, którzy pytają, pozostają „niespokojni”, a niepokój jest najlepszym lekarstwem na przyzwyczajenie, na tę bezbarwną normalność, która znieczula duszę. A zatem chciałbym zachęcić was do uczynienia w tych dniach drugiej rzeczy: abyście nie zatrzymywali dla siebie pytań, jakie nosicie w sobie, tych ważnych, dotyczących waszych marzeń, waszych uczuć, waszych największych pragnień, nadziei i sensu życia, ale skierowali je do Jezusa. Wzywajcie Go po imieniu, tak jak On to czyni z wami. Zanieście Mu swoje pytania i powierzcie Jemu swoje tajemnice, życie swoich bliskich, radości i zmartwienia, a także problemy swojego kraju i świata. Wtedy odkryjecie coś nowego, coś zaskakującego: że kiedy prosisz Pana, kiedy otwierasz przed Nim swoje serce, kiedy naprawdę się modlisz, następuje wstrząs wewnętrzny. Zdarza się, że w dialogu modlitwy Bóg cię zaskakuje: zadajesz pytania, a On nie daje ci prostych odpowiedzi, ponieważ nie jest wyszukiwarką, ale prawdziwym Przyjacielem. Chętnie także i On zwraca się do ciebie z prośbami: pytasz Go o to, czego potrzebujesz i zaczynasz odczuwać w sobie inne pytania, Jego pytania, które dotykają odkrytych nerwów duszy i prowokują do dobroci, które pociągają cię do większej miłości i sprawiają, że twoje serce poszerza się. W ten sposób Bóg wchodzi z nami w dialog i czyni nas dojrzałymi w tym, co naprawdę ważne: w dawaniu życia.
Stało się tak w Ewangelii, którą usłyszeliśmy: uczniowie, którzy od dawna nie byli z Jezusem, stali i czekali na odpowiedzi. A cóż On czyni? Zaskakuje ich i wysyła na misję. Wysyła ich bez odpowiedniego przygotowania, bez zabezpieczenia, bez „trzosa ani torby, ani sandałów”: ufa im tak bardzo, że wysyła ich „jak owce między wilki” (Łk 10,3. 4). Jezus pokłada takie samo zaufanie w was. Uczniowie wrócili z misji szczęśliwi. Przyjaciele, istnieje szczęście, które Jezus przygotował dla was, dla każdego z was: nie pochodzi ono z gromadzenia rzeczy, lecz z narażania swego życia. Również do was Pan mówi: „Idź, bo jest świat, który potrzebuje tego, co ty i tylko ty możesz mu dać”. Możesz oponować: „Ale co ja mogę zanieść innym?”. Tylko jedną rzecz, wspaniałą nowinę, tę samą, którą przekazał swoim uczniom: „Bóg jest blisko” (por. Łk 10, 9). To jest drogocenna perła istnienia. Każdy musi wiedzieć, że Bóg jest blisko, że czeka na mały znak serca, by napełnić nasze życie zachwytem.
Ale nadal możesz odpowiedzieć: „Nie jestem zdolny, boję się, nie ufam”. Wszyscy mamy swoje lęki, nie o to idzie: jesteśmy ludźmi. Chodzi o to, co zrobić z naszymi lękami. Bóg wzywa nas właśnie pośród naszych lęków, w naszych zamknięciach i samotności. Nie powołuje tych, którzy czują się zdolni, lecz uzdalnia tych, których powołuje. Pan czynił cuda z Abrahamem, który był stary i czuł, że jego droga dobiegła końca, z Mojżeszem, który bał się mówić, ponieważ się jąkał, z Piotrem, który był impulsywny i często popełniał błędy, z Pawłem, który był winny wielkich wykroczeń. Żaden z nich nie był doskonały, ale wszyscy związali się z Panem. Byli z Nim „połączeni”. Na tym polega tajemnica bycia połączonym z Panem. W swoich listach napisaliście: „Dostrzegam coraz większą trudność w biegłym, uważnym spojrzeniu na sprawy Boże”. To prawda, że nie jest to łatwe, ale jesteśmy tutaj, aby trenować, nawiązywać kontakty i włączać się w Boże wezwanie.
Mamy wielką pomoc, Matkę, która szczególnie w tych dniach trzyma nas za ręce i wskazuje nam drogę: Maryję. Ona jest najwspanialszym stworzeniem w historii: nie dlatego, że miała wyższą kulturę lub specjalne zdolności, ale dlatego, że nigdy nie oderwała się od Boga. Jej serce nie dało się oderwać ani skazić: było przestrzenią otwartą na Pana, zawsze z Nim połączoną. Miała odwagę podążać ścieżkami słowa Bożego, niosąc światu nadzieję i radość. Ona uczy nas, jak kroczyć przez życie, ale o tym porozmawiamy w sobotę wieczorem. Na razie pamiętajmy o punkcie wyjścia: wszyscy jesteśmy powołani przez Pana, wezwani, ponieważ jesteśmy miłowani. I uczyńmy dwie rzeczy: po pierwsze, nazywajmy siebie po imieniu i przypominajmy sobie nawzajem o pięknie bycia kochanym i cennym! Po drugie, stawiajmy pytania Jezusowi, który oczekuje od nas wielu przywołań w tych dniach. Bądźmy z Nim połączeni. Jeśli będziemy połączeni z miłością, wzrastać będzie radość. Dobrych Światowych Dni Młodzieży!
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis