Każdego roku 1 listopada Kościół oddaje cześć swoim najlepszym dzieciom. Jest to dzień dumy, a zarazem święto pokory. Uroczystość Wszystkich Świętych ukazuje Kościół triumfujący w całej jego chwale i dostojeństwie , ale zarazem nam „ludziom w drodze” , przypomina, jak ważne jest odpowiednie zhierarchizowanie priorytetów, czyli świadomość, co powinno być najważniejszym celem życia człowieka. Święci proponują nową perspektywę spojrzenia na ludzki los. Świętość zaś jest perspektywą nie tylko dla tych, którzy jeszcze do niej dojrzewają w czyśćcu, ale też szansą dla tych, którzy w przestrzeni „tu i teraz” pozostają w kręgu spraw codzienności.
Wokół słowa „święty” powstało wiele fałszywych skojarzeń. Najczęściej człowieka określanego tym mianem wyobrażamy sobie jako osobę dość ekscentryczną, pochodzącą jakby z innej planety, która większą część życia spędzała na odmawianiu długich modlitw, praktykowaniu postów, zadawaniu sobie nadzwyczajnych umartwień, słowem, jako istotę godną może szacunku czy podziwu, ale z pewnością nie będącą wzorem do naśladowania. A przecież są to opinie w jaskrawy sposób rażące uproszczeniami.
W ciągu ostatnich lat przeżywaliśmy wyniesienia na ołtarze kilku Polaków zmarłych stosunkowo niedawno: św. Maksymilian Kolbe, Albert Chmielowski, Jan Paweł II, ks. Jerzy Popiełuszko, czy w ciągu najbliższych miesięcy kardynał Stefan Wyszyński, na którego beatyfikację oczekujemy. Święci istnieją i działają dzisiaj, a cudowność, jaka rzekomo towarzyszy im na co dzień, nie zawsze odnajduje potwierdzenie w faktach.
Być świętym znaczy otworzyć się na działanie Bożej łaski i pozwolić jej owocować w człowieku, któremu nie wystarczy do osiągnięcia szczęścia gromadzenie wartości przemijających. Być świętym znaczy utrzymywać osobisty kontakt z Bogiem, w którym „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28), który „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli nieskalani przed Jego obliczem (…), i z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa (…) , w którym mamy odkupienie przez krew Jego – odpuszczenie grzechów według bogactwa Jego łaski „ (Ef 1, 4-7). Dzisiejsze pierwsze czytanie mówi o stu czterdziestu czterech tysiącach opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela (por. Ap 7, 4). Liczba ta , niewątpliwie symboliczna, bo będąca ilorazem mnożenia dwunastu przez dwanaście ,oznacza wielką rzeszę, czyli bardzo dużo. Izraelici, z których grona wywodził się autor Księgi Objawienia, dzielili się na dwanaście szczepów; dwunastu uczniów wybrał Zbawiciel w czasie ziemskiej działalności. Pismo św. zna więcej takich symbolicznych liczb; czterdzieści dni i nocy trwał potop na ziemi (por.Rdz 7, 17), tyle samo czasu upłynęło od rozpoczęcia do zakończenia Jezusowego postu na pustyni (Łk 4, 1-2); czterdzieści lat minęło, zanim naród wybrany dotarł do Ziemi Obiecanej (Lb 14, 34) . To samo można powiedzieć o liczbie siedem, oznaczającej np. ilość dni stworzenia świata (Rdz 2, 2-3), czas trwania lat „chudych” i „tłustych” w Egipcie (Rdz 41, 29 – 30). Owe sto czterdzieści cztery tysiące synów Izraela oznaczają więc bardzo wielu, niezliczona rzeszę, ale przecież nie obejmują wszystkich mieszkańców ziemi. Od człowieka bowiem zależy, jaki los, czeka go w wieczności, jaki sobie przygotuje tutaj na ziemi; wieczne zbawienie, czy wieczne potępienie.
Świętość nie polega tylko i wyłącznie o własne zbawienie. Wyraża się ono również we wrażliwości na potrzeby innych ludzi. W przypowieści o Sądzie ostatecznym Chrystus obiecuje niebo tym, którzy dostrzegali biednych, chorych, głodnych i spragnionych, mówiąc: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mieście uczynili” (Mt 25, 40); zarazem jednak zapowiada odrzucenie samolubom i egoistom: ”Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili” (Mt 25, 45). Ideałem chrześcijanina nie może być tzw. święty spokój osiągany czasem za każdą cenę. Istnieją sytuacje, które wymagają narażania się; są wartości, których nie można osiągnąć , trwając w postawie wygodnego asekuranctwa. Właśnie dlatego Zbawiciel przypomina nam dzisiaj w Ewangelii: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. (…) Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 7, 9-10).
Tylko niektórych swoich członków Kościół wynosi na ołtarze, poprzedzając ten akt długimi i żmudnymi badaniami wszystkich okoliczności ich życia. Tytuł błogosławionego albo świętego przysługuje jedynie tym ludziom, którzy spośród reszty współwyznawców wyróżniali się heroicznością swoich cnót. Patrząc na ich życie , lepiej rozumiemy, że świętość jest możliwa w każdym czasie, ale zarazem głębiej uświadamiamy sobie, iż ona wiele kosztuje.
Przeżywając dzisiejszą Uroczystość warto nieco krytycznie spojrzeć na własną postawę życiową. Co jest jej dominantą ???Każdy człowiek – świadomie lub podświadomie – szuka wzorców do naśladowania. Idolami naszych czasów bywają nieraz słynni portowcy, popularni piosenkarze. Ich sława przychodzi nagle i mija szybko; miejsce jednych zajmują inni. Błyskotliwej karierze towarzyszy natrętna reklama i atmosfera handlowej konkurencji. Święci Kościoła nie biorą udziału w tego rodzaju rywalizacji. Reprezentują bowiem wartości nieprzemijające; odwagę bycia sobą, szczerej intencji, szlachetność motywów działania oraz bezkompromisowość w opowiadaniu się po stronie prawdy i dobra. Dla jednych są zachętą i podtrzymaniem na duchu, dla innych – wyrzutem sumienia. A kim są dla mnie, dla nas ? Przybyszami z innej planety czy obywatelami tego świata ? Nierealnymi marzycielami, czy ludźmi świadomymi swego powołania ? Reprezentantami wartości, wobec których zajmujemy stosowny dystans, czy wzorami, jakie pragniemy naśladować dziś, jutro i zawsze …
bp Andrzej Lipiński
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis