Bóg nie może być na końcu kolejki!!! homilia na 13 niedziele zwykłą

W centrum uwagi życia Kościoła

Spotkałem świętego

Przestałem czuć swoje ciało. Nie wiedziałem, czy stoję, czy siedzę, leżę czy klęczę. Nic nie czułem. Wszystkie moje zmysły przestały działać. Znalazłem się w środku ogromnego światła.   W naszych głowach zawsze mamy bardzo dużo [czytaj więcej...]

Ewangelia dzisiejszej niedzieli jest dla wielu z nas zaskakująca, na pierwszy rzut oka aż można powiedzieć „dziwna”. Przecież przez całe swoje nauczanie Jezus mówi nam o miłości do rodziców, do mamy, do taty a tu nagle … mamy mniej kochać rodziców? Absolutnie nie! Nadal mamy rodziców kochać, wielką miłością dziecka. Jeżeli są z nami, żyją, mamy ich kochać mocno, jak najmocniej. Jeżeli odeszli, mamy ich również kochać zachowując pamięć o nich oraz modlić się za nich. Czy mamy kochać syna, czy córkę? Tak, nadal mamy kochać i to bardzo, bo cała nauka Jezusa opiera się na miłości. Zresztą cudowne słowa możemy przeczytać w Pierwszym liście do Koryntian Św. Pawła: Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. (1 Kor 13,1-7) Proponuję przeczytać sobie w najbliższym czasie ten fragment w całości i zanurzyć się rozmyślaniu nad tymi pięknymi słowami. Wróćmy jednak do naszej dzisiejszej Ewangelii.

W pierwszym zdaniu dowiadujemy się, że Pan Jezus mówi do Apostołów – na dzisiejsze czasy można by rzec – że prowadzi im szkolenie na temat przykazań, o których tak często zapominamy. Jezus pokazuje swoim uczniom, że przede wszystkim to Bóg powinien być na pierwszym miejscu! Na początku stawia miłość do Boga i przypomina: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Ptw 6,5). Można stwierdzić, że Jezus w pewien sposób przeciwstawia miłość Boga i miłość do rodziny. Nic bardziej mylnego.

Drodzy Bracia i Siostry,

Mijają kolejne tygodnie naszego życia, pięć dni pracy, szkoły, popołudniowych zajęć, przychodzi weekend i zaczynamy planować: sobota – sprzątanie, zakupy, wyjście do znajomych, koncert, wypad w góry, telewizor, internet. Niedziela – gotowanie, spacer, czasem idziemy na rower, wypad nad jezioro jak jest ciepło, spotkanie z rodziną, przyjaciółmi. Zaraz, zaraz, no pewnie, zapomniałem – muszę iść do kościoła na Mszę świętą – przecież jestem… wierzący. Często jest tak, że jak myślimy o przyjemnościach to widać u nas radość, ekscytacje, a jak przyjdzie myśl – Msza święta to niektórzy zachowują się jak w poniedziałek rano, jak muszą wstać do pracy albo dzieci do szkoły, mina mówi wszystko, ociągają się, szukają wymówek, aby nie iść do kościoła (szczególnie dzieci – np. brzuch mnie boli, albo krótko: nie chce mi się).

Moi Kochani,

Bóg nie może być na końcu kolejki!!!

Kolejny przykład – I Komunia Święta. Rodzice poświęcają mnóstwo czasu, energii i pieniędzy na to co jest mniej istotne: wynajem sali, najlepiej w drogiej restauracji, potem odpowiedni strój: garnitur albo sukienka jak do ślubu, w tym roku był przypadek, że dziewczynkę pod kościół przywiozła kareta, no i prezent, czasem te prezenty są wręcz niestosowne, zresztą o prezentach nie będę mówił, bo każdy z nas słyszał wiele opowieści na ich temat, zwłaszcza w kontekście pierwszej komunii. A gdzie w tym wszystkim Jezus? Gdzie Pan Bóg? Nooo, gdzieś tam w kolejności. Czasem jednak na samym końcu. Ile razy słyszałem od rodziców, że muszą z dziećmi chodzić na szkolną Msze Świętą i niedzielną, przecież oni nie mają … czasu. Są źli na księdza, że tej obecności od nich oczekuje. Takie to nasze zaangażowanie w sprawy Pana Boga.

Musimy sobie w życiu postawić priorytety. Bóg nie może być na końcu kolejki naszych wartości!!! Bóg jest pierwszy, to On jest Panem naszego życia. To On nami kieruje, pomaga, wytycza drogi, chroni, a przede wszystkim nas kocha! Kocha nas miłością najpiękniejszą, bo Boską, czystą i nieskazitelną i zawsze chce tego co dla nas najlepsze. Jeżeli odwzajemnimy Jego miłość naszą miłością, całym sercem, całym naszym wnętrzem, umysłem, duszą, wszystkim co mamy to miłość nasza do Boga będzie taka jaka powinna być.

Ja osobiście codziennie, w ciągu całego dnia mówię wiele razy w różnych sytuacjach „Kocham Cię Boże, błogosław mi, daj mi siłę abym Cię tak kochał”. Bóg ma być naszą pierwszą miłością, dopiero potem rodzice, dzieci, rodzina. Św. Augustyn powiedział: „Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu”

„Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. W naszym życiu mamy naśladować Jezusa. Wszyscy jesteśmy Jego uczniami. Oczywiście radykalny przypadek to śmierć w imię Jezusa. A to się niestety zdarza i w dzisiejszych czasach. Ilu Chrześcijan ginie za wiarę w Afryce, Ameryce południowej, Azji a nawet w Europie. Na pewno moi drodzy znacie przykłady. Oczywiście nikt nie każe Wam poświęcać życia, tutaj może bardziej chodzi o afirmację, czyli o przyjęcie codziennego cierpienia, które nas spotyka co jakiś czas. Cierpienie może być chorobowe, upadamy na zdrowiu, cierpimy, szczególnie wtedy, kiedy w chorobie doznajemy bólu. Ale w tym cierpieniu także możemy odnaleźć miłość Bożą, bo w nim odnajdujemy Jezusa, który za nas cierpiał i umarł na Krzyżu. Wtedy również doznajemy bliskości Boga. Bo miłość bez cierpienia jest iluzją. Cierpieniem jest też codzienny trud życia, pokonywaniem trudności, często pokonywaniem własnych wad, walka z samym sobą. Często życie krzyżuje nasze plany, coś się dzieje wbrew naszej woli. Cierpimy… Często ból zadaje nam drugi człowiek. A największy ból jest od tego, którego kochamy. Wtedy odczuwamy ogromne cierpienie.

Gdy przyjmiemy drogę, którą nam wyznaczył Zbawiciel, to na tej drodze również odnajdujemy krzyż. Wokół nas także są ludzie, którzy nieprzychylnie mówią o osobach wierzących i to jest także nasz krzyż. Ale kochajmy ich i wybaczajmy i głośmy Ewangelię. Tego oczekuje od nas Pan Jezus. Czy Ty Bracie i Siostro jesteś gotowy zostać uczniem Jezusa? Jeśli tak, to musisz nieść swój krzyż razem z Nim. Masz naśladować Jezusa.

Iść w życie w roli ucznia Jezusa jest piękne, lecz niestety może być źródłem wielu problemów, konfliktów, które wynikają z niechęci ludzi do wiary a to może owocować ich stosunkiem również do nas. Odrzucenie, agresja, niezrozumienie. Ale mamy również do czynienia z ludźmi, którzy przyjmują wiarę, przyjmują uczniów, chcą słuchać tej Dobrej Nowiny, chcą iść za Jezusem, chcą nieść swój krzyż. Przyjmując uczniów, przyjmujesz Jezusa. Kto nam pomoże w potrzebie ze względu na to, że jesteśmy uczniami Jezusa, nie utraci swej nagrody.

„Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał”. Po zakończeniu mowy misyjnej Pan Jezus wysyła swoich uczniów w drogę by głosili Ewangelię. Mają odwiedzać miasta, wchodzić do domów, uzdrawiać chorych i głosić bliskość Królestwa Bożego. Przyjmowanie uczniów jest przyjmowaniem Chrystusa, jest to ważne również dla tych, którzy nas przyjmują. Dlatego moi Drodzy, przyjmujcie uczniów Jezusa z Dobrą Nowiną tak jak byście przyjmowali Jego samego.

„Kto poda kubek zimnej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody.”

Po prorokach i sprawiedliwych Jezus wymienia najmniejszego swojego ucznia. Pomoc jemu okazana będzie przez Boga nagrodzona. Kubek świeżej, zimnej wody jest tak mały, tak symboliczny, że nawet najuboższy człowiek może go udzielić uczniowi Jezusa, a jednocześnie jest darem wystarczającym, aby od Boga uzyskać nagrodę.

 ks. diakon Marek Łabno

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.