TRZECIA  NIEDZIELA   WIELKANOCNA   –  26 kwietnia 2020 r.

„A On wziął chleb, odmówił  błogosławieństwo, połamał go i dawał uczniom”

(Łk 24, 30).

Z pewnością niejednemu z nas zdarzyło się kiedyś znaleźć w tłumie ludzi nieznanych i poczuć się wśród nich obco. Różne to były sytuacje; stadion, peron dworca kolejowego, duże miasto, kino itd… Zagubiony człowiek rozgląda się, szuka kogoś znajomego, aż w pewnej chwili… dostrzega kogoś znajomego.  Dochodzimy do tej osoby z pytaniem; „Jak się masz ? Co słychać ? Cieszę się, ze spotkaliśmy się !”. I choć było to krótkie spotkanie, to jednak podziałało ono na nas krzepiąco, usunęło poczucie osamotnienia.

 

Uczniowie, którzy spotkali Chrystusa na drodze wiodącej z Jerozolimy do Emaus,  przeżywali bolesną  pustkę.  Może byli nawet rozczarowani czy rozgoryczeni ? Przecież, zostawili wszystko i poszli za Nim, bo uważali Go za Mesjasza, bo  „był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu”  (Łk 24, 29).  Zawiedli się na Nim, skoro spodziewali się, że „On właśnie miał odkupić Izraela (…), a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak to się  stało”  (Łk 24, 21).

 

Trudno dziwić się, że tak myśleli. Zanim zawisł na krzyżu jak pospolity przestępca, wiele mówił o królestwie Bożym, które nadchodzi  (por. Łk 10, 9), kazał zabiegać o nie i o jego sprawiedliwości, tłumacząc, że wszystko inne będzie im przydatne (por. Łk 12, 31).  Obiecywał nawet , iż Jego najbliżsi będą z Nim jedli i pili przy Jego stole i zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela (por. Łk 22, 30).  Owo wyzwolenie i królestwo pojmowali tak, jak i inni sympatycy z Galilei: że ich Mistrz wznieci zakończenie  sukcesem powstanie przeciw Rzymianom, że usunie znienawidzonych okupantów, a wtedy naród żydowski  odzyska dawną świetność  i potęgę.  Tego wszystkiego się spodziewali, a oto w Wielki Piątek  ich nadzieje prysły jak mydlana bańka. Dlatego tacy smutni. Postanowili opuścić święte miasto. Snuli różne domysły co do swoich osób. Lepiej być dalej od niegościnnej Jerozolimy.  I w takim duchu zmierzali do Emaus. Nie uświadomili sobie  głębszego wymiaru Jezusowej misji. Dopiero wyjaśnienia towarzysza drogi , pomogły im pojąć, że zbyt płytko i powierzchownie  patrzą na te wydarzenia, w których dane im było uczestniczyć. „O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca  do wierzenia we   wszystko,  co powiedzieli prorocy !  Czyż Mesjasz  nie miał  tego cierpieć,  aby wejść  do swej chwały ? I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im,  co we wszystkich pismach odnosiło  się do Niego” (Łk 24, 25-27).

 

Nie potrafili zaprzeczyć logice Jego słów. Lecz droga do uznania, że  Jezus jest owym  „Sługą Jahve”, o którym  tak przejmująco pisał  Izajasz (por. Iz 53, 1-12), do  uwierzenia, że Ukrzyżowany zmartwychwstał , nie była łatwa.  Owszem, słyszeli o tym, co mówiły kobiety, które były rano przy grobie, wreszcie  „miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, że On żyje”  (Łk 24, 23). Czy jednak można dać wiarę słowom niewiast ?  Jak to wszystko wytłumaczyć, poukładać w sensowną całość ? W Jerozolimie opowiadano, że uczniowie  wykradli zwłoki Mistrza. Różne krążyły opinie i jak mówiono – pochodzące z kręgów „dobrze  poinformowanych”…  Bali się, że ktoś może ich rozpoznać. Lecz coś budziło ich sympatię do spotkanego w drodze wędrowca.  Był człowiekiem  wykształconym,  znał  Pismo, ale robił wrażenie, jakby nie wiedział o tym, co niedawno zaszło i czym żyje opinia Jerozolimy.  Nadchodziła noc.  Byli już zmęczeni podróżą. Chcieli się posilić. Zaprosili do gospody i dołączonego towarzysza. Nie odmówił. Tego, co tam przeżyli, nie zapomnieli nigdy: „Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.  Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął”.  (Łk 24, 30-31). Nie musieli pytać o Jego imię. Mimo zmęczenia szybko wrócili do świętego miasta, aby opowiedzieć Apostołom o wszystkim, co się stało, co ich spotkało.  Z pewnością te około 11 kilometrów przeszli szybciej, niż poprzednio.  Tam dowiedzieli się od innych „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”  (Łk 24, 34).

 

I dziś Chrystus kroczy drogami ludzkiego życia.   Czasem, mimo przeżywanej pandemii i ludzkiej kwarantanny, nie rozpoznany przez nas. Jesteśmy mimo wszystko zajęci małymi sprawami, zmęczeni codziennymi wysiłkami, czasem nawet sfrustrowani i zalęknieni.  A On chce krzepić nas swoim Słowem i posilać własnym Ciałem. Pragnie pomóc nam w przełamywaniu ciasnych schematów myślenia i uspokoić skołatane serca. Nie wdziera  się jednak  przemocą; czeka na nasze zaproszenia. Czy nie każemy Mu czekać zbyt długo ?

Biskup Andrzej Lipiński

 

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.