
Wyobraźmy sobie spokojny piątkowy wieczór. Ciesząc się na dwa dni wypoczynku wielu z nas mimo wszystko w myślach wspomina kończący się tydzień. Myślimy o tym, co nam się udało, o tym codziennym trudzie , który już za nami. Czasem jesteśmy z siebie zadowoleni, innym razem niekoniecznie.
Każdego dnia jadąc do pracy, szkoły, lekarza czy urzędu spotykamy ludzi. To spotkanie może być po drugiej stronie ulicy lub w autobusie, tramwaju czy metrze. Czasem tym spotkanym nie poświęcimy nawet jednego spojrzenia.
Innym razem wpatrujemy się w nich z ciekawością jakbyśmy chcieli prześwietlić ich życie. Jednak cały czas ten drugi człowiek jest dla nas tajemnicą, często ze swoim bólem, odrzuceniem, niepokojem.
Kiedy wsłuchuję się dziś w słowa Jezusa dającego nadzieję tym wszystkim po ludzku jakże biednym przypominam sobie młodego mężczyznę spotkanego kilka dni temu. Rozbite małżeństwo, utrudniony kontakt z dziećmi, problemy finansowe, problemy z pracą. Jakby mało było tych nieszcześć, które dotykały go w ostatnich latach to jeszcze kilka tygodni temu w następstwie nieszczęśliwego wypadku stracił lewe oko. Ogrom bólu, który go dotknął był tak wielki ,że ciężko było opanować mi wzruszenie a naszemu pożegnaniu towarzyszył wielki smutek….
I znowu wracam do Jezusa. do jego słów. Święty Łukasz pisze, że słuchało Go mnóstwu ludu. Słuchali Go jak tego, którego słowa są ważne. A Jezus mówił o błogosławionych ubogich i głodujących , płaczących i odrzuconych.
Pewnie mówił o tych wielu przeze nas spotkanych,nieznanych nam ludziach,tych z ulicy i tramwaju. Ale może wspomniał i mnie i chciał mi wlać w serce nadzieję, że przecież droga do zbawienia i dla mnie nie będzie łatwa i niejeden raz nie będę umiał iść dalej.
I kiedy jeszcze raz zamyślam się nad słowami Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii to
tak bardzo bym chciał,żeby jego głos był słyszalny w wystąpieniach tych wszystkich znanych i ważnych tego świata. I by ten głos był równie doniosły jak to jego nauczanie tam wtedy na równinie.
A dla siebie proszę, żebym nie tylko umiał rozczulić się nad ludzką niedolą i płakał z płaczącymi, ale też upominał się w świecie o litość i miłosierdzie dla nich, dla tych, których nasz Mistrz nazywa Błogosławionymi.
Ks. Jan Pyschik – Gdańsk






Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis