„Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty”.
Wydawało się, że powinni być zachwyceni. Bo cud. Jezus się przemienia. Jego odzienie jest bielsze, niż jakikolwiek wytwórca sukna zdołałby wybielić. Nadto pojawiają się wielcy Mojżesz i Eliasz i rozmawiają z ich Mistrzem. A im dane jest w tym wszystkim uczestniczyć. Czemu są przerażeni?
Pewnie właśnie dlatego, że byli tak blisko. Oni, zwyczajni i nieświęci tak blisko świętości. Gdy zjawił się obłok – przecież wiedzieli, że w obłoku nieraz objawiał się sam Bóg – przerażenie musiało być jeszcze większe. Ale okazało się, że ta cała scena jest dla nich. Żeby pouczeni przez samego Boga mogli być pewni: to Syn Umiłowany Ojca. Jego mają słuchać. Pewnie przydało się, gdy po śmierci Jezusa nastała w ich sercu trwająca kilkadziesiąt godzin noc…
Też miewam chwile Taboru. Pewnie każdy je ma. Chwile, w których niekoniecznie jest strach, ale przeświadczenie, że Bóg jest blisko. Chciałoby się, żeby te chwile trwały wiecznie. Ale one są po to, by być światłem w godzinach nocy. I nadzieją na szczęśliwą wieczność z Ojcem, Synem i Duchem
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis