„Miłość ci wszystko wybaczy”. Tymi słowami przedwojennej piosenki można skomentować przesłanie z dzisiejszej liturgii słowa. Tej wielkiej miłości doświadczał lud izraelski. Gdy Mojżesz prosił o przebaczenie, Bóg darował to wielkie sprzeniewierzenie, jakim było wykonanie posągu i oddawanie mu czci. Ogromnej miłości doświadczył św. Paweł. Ta miłość była tak wielka, że z prześladowcy chrześcijan uczyniła go gorliwym apostołem narodów. W dzisiejszym czytaniu dzięki składa Panu, który go przyoblekł mocą. A cóż mógł pomyśleć syn marnotrawny z dzisiejszej Ewangelii, co więcej, poczucie niesprawiedliwości u starszego brata. Bo rzeczywiście trudno doszukiwać się w działaniu Boga nakładanie zasłużonych kar za przewinienia. Trudno też w Bogu widzieć ludzkiego sędziego i stróża ładu moralnego. Te Boże posunięcia w opinii niejednego moralisty i sędziego mogłyby uchodzić za naruszenie elementarnych zasad sprawiedliwości. Św. Paweł tak naprawdę powinien otrzymać dożywocie, wszak przyczynił się do śmierci między innymi św. Szczepana. A syn marnotrawny winien wpierw odpracować i oddać roztrwonione pieniądze . Ale Bóg potrafi kochać, a jeśli tak, to i przebaczać. Dlatego nie jest przesadą wołanie piosenki Hanki Ordonówny: „Miłość ci wszystko wybaczy… zdradę i kłamstwo i grzech”.
Z tą niezwykłą miłością, która jest ponad ludzkim prawem i ponad zasadami moralnymi, wychodzi nam na spotkanie Bóg. Jeśli nawet Chrystus mówi o grzechu, o ludzkiej niewierności, to jeszcze bardziej, z większą mocą mówi o przebaczeniu, o miłosierdziu. Dlatego nic dziwnego, że wśród Jego słuchaczy więcej było celników i grzeszników niż faryzeuszy i uczonych w Piśmie, więcej tych, którzy łamali prawo, niż tych, którzy skrupulatnie przestrzegali przepisów. Wiara bowiem, jakiej oczekuje Jezus, winna opierać się nie na prawie, nawet nie na porządku moralnym, ale na miłości i przebaczeniu. Kto uważnie czyta Ewangelię, ten zauważy, że Jezus nie stawia w punkcie centralnym „bezczynności”. Ideałem Ewangelii jest pełne przebaczenie. Przebaczenie, które płynie z miłości. I taki porządek, jako prawo królestwa Bożego, Chrystus objawia i pragnie zaprowadzić wśród swoich uczniów.
Bóg cierpliwie czeka na nasz powrót, szuka nas i nie przestaje nas kochać, przekonuje nas – opowiedziana dziś przez Chrystusa – przypowieść o synu marnotrawnym. Historia syna marnotrawnego powtarza się nieustannie. Dzieje się tak nie tylko w wymiarze ludzkim, ale przede wszystkim w wymiarze Bożym
I zbawczym. Miłość Boga do każdego z nas posuwa się tak daleko, że daje nam nie tylko możliwość odejścia, ale również powrotu. Bóg jest zawsze gotowy przebaczyć nam nasze grzechy i przyjąć nas z powrotem do swego domu, jeżeli Go o to prosimy. Bóg nie tylko przebacza nam grzechy, ale również po ich przebaczeniu, traktuje nas tak, jak byśmy nigdy tych grzechów nie popełnili. Świadczy o tym sposób, w jaki ojciec potraktował swego błądzącego syna: „rzucił mu się na szyję i ucałował go; (….) rozkazał sługom, aby przynieśli synowi sandały; (….) rozkazał dać synowi pierścień na rękę”. A zatem pełne miłości i przebaczenia zachowanie ojca oznaczało, że przywraca syna do tej pozycji, jaką piastował przed odejściem z domu.
Postać syna marnotrawnego to obraz każdego z nas. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Niejednokrotnie czcimy Boga tylko ustami , a nasze serca daleko są od Niego. Umiemy o Bogu pięknie, a nawet inteligentnie mówić, ale serca nie są z Nim. Są z przyjemnościami, z bogactwem, pieniędzmi itd… Tak jak marnotrawny syn gardzimy tym, co Boże, opuszczamy dom Ojca, pragniemy wolności i szczęścia, a znajdujemy smutek i nieszczęście. A On nas szuka i czeka na nas niezmordowanie.
Dziękując dziś Jezusowi za przypowieść o dobrym, przebaczającym i kochającym nas Ojcu jednocześnie módlmy się fragmentem modlitwy celnika, którą napisał Fr. Mauriac;
„Dziękuję Ci, Panie, ze jestem jak inni ludzie. Są pełni wad i złych pragnień – ja też. Są grzesznikami, mój Boże – ja tez. Gdybym miał piękną duszę, bogatą, cnotliwą, to chciałbym od razu być na piedestale. Wysoko nosiłbym głowę. A Ty patrzysz na dół, na ludzi pokornych, którzy biją się w pierś. Pozostawiłbyś mnie samego, mojej samowystarczalności. A bez Ciebie – co stałoby się ze mną ? O tak, dziękuję Ci, Panie, że jestem jak inni ludzie. Zmiłuj się nade mną, bo jestem grzesznikiem. Amen”.
„Brat twój był umarły, a znów ożył”. Cud przejścia ze śmierci do życia, celebrowany w każdej Eucharystii, może stać się udziałem każdego z nas. Razem z Chrystusem możemy powstać do życia. Jeśli osłabła nasza wiara, wypaliła się nadzieja, miłość jest niewystarczająca, a zagubienie, lęk i niewola grzechu przesłaniają perspektywę wieczności, mamy dokąd powrócić. Jeśli podejmiemy decyzję o powrocie do Boga, Ojciec na nowo wzrusza się głęboko.
bp Andrzej Lipiński KKN Warszawa
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis