„Panie, naucz nas się modlić”. Brak czasu, pośpiech, brak refleksji i wrażliwości, postawa roszczeniowo – życzeniowa, bo przecież mnie się należy to czy tamto. To chyba najważniejsze przeszkody w mojej rozmowie z Bogiem. To one sprawiają, że dla Boga braknie w moim życiu miejsca. A przyjaciel, o którym się zapomina, przestaje być przyjacielem, staje się kimś odległym, zapomnianym. Co wtedy robić? Potrzeba na nowo przemyśleć swoją relację z Bogiem. Nie wystarczy teoria, trzeba modlić się i ufać. Na ile zaufamy, na tyle otrzymamy. Takie jest prawo miłości.
„Panie, naucz nas się modlić”. Modlitwa. Czym jest? Uświadamiany sobie to chyba najbardziej w momentach trudnych, kiedy po ludzku nic już nie można zrobić. Wtedy ręce jakby same składają się do modlitwy, w oczach pojawiają się łzy bólu, wzruszenia, smutek po stracie najbliższych. Ale i łzy nadziei na wyzdrowienie kogoś bliskiego. Ktoś mówi: „Kocham i wiem, że miłość zwycięża, więc modlę się”.
Modlitwa to wołanie o miłość, a więc o to, co najcenniejsze w życiu ludzkim. Nieraz są to tylko krótkie, przerywane wezwania, akty strzeliste, płynące jak „smsy do Pana Boga”. Ktoś mówi: nie mam czasu, więc jest krótko. Albo: nie czuję modlitwy. Czy rzeczywiście muszę czekać na to, aż odczuję pragnienie, ba potrzebę modlitwy? A jeśli owo „czucie” nie pojawi się, co wtedy? Czy mogę zapomnieć o Tym, w Imię którego przyjąłem chrzest. Czy mogę zapomnieć o Tym, który jeden tylko jest dobry i przebacza grzechy? Czy mogę zapomnieć o Tym, który daje mi siebie samego w Eucharystii?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis