Szacunek w chwili niesienia pomocy

Od dwudziestu kilku dni trwają działania wojenne na frontach ukraińskich. Agresor z wielką mocą i pasją próbuje złamać męstwo i ducha narodu broniącego swa Matkę – Ojczyznę – Ukrainę. Już prawie 3 miliony kobiet i dzieci oraz ludzi chorych i w podeszłym wieku uciekło. W większości przypadków ich wyjazd stanowi swoistą polisę ubezpieczeniową. Szczególnie dla walczących mężów, synów i przyjaciół. Oni wiedzą, że gdzieś daleko na ziemi wolnego świata ich najbliżsi są bezpieczni. Nie zagrozi im gwałt dziczy agresora, czy wrogi ostrzał i bomby.

Naród i państwo nasze zdają teraz nie mający precedensu egzamin z miłości bliźniego. To już nie jest kryzys humanitarny, to największy dramat, który rozgrywa się na naszych oczach od czasów drugiej wojny światowej. Staramy się nieść pomoc, udzielać jej najlepiej jak potrafimy nie bacząc na nic, na koszty, na historię i czasami trudne wspomnienia.  Wielu z nas bowiem ciągle nosi w sercu stare rany i bóle z lat czterdziestych ubiegłego stulecia, pamiętając o niewinnej śmierci swoich bliskich zabitych na terenach ówczesnej Polski wschodniej.

Potrafimy wznosić się na wyżyny, pozostawiając te jakże trudne momenty naszej wspólnej historii za sobą, a to wszystko po to, aby nieść pomoc i dzielić się sercem z potrzebującymi naszej opieki sąsiadami. By budować nową kartę dziejów tych dwóch jakże ciężko doświadczanych narodów.

Pomagając, ogromna większość z nas czyni to z wielkim szacunkiem i poczuciem tylko potrzeby niesienia pomocy. nie licząc na podziękowanie, fanfary czy jakąkolwiek wdzięczność. Niemal wszyscy, których dzisiaj spotykamy u bram naszych miast i wsi to ludzie, którzy niosą w swej pamięci ogromną traumę, przeżytą w ostatnich kilkunastu dniach. Mam w oczach obraz małego ukraińskiego chłopca, który przybył do jednej z naszych rodzin otrzymując pomoc i bezpieczny dom. On jednak jest w tak strasznej traumie, że nie potrafi sobie z nią poradzić. Dla niego każdy mężczyzna podchodzący do nich jest zagrożeniem, a to wszystko dlatego, że widział jak  jego mama resztkami sił wyrwała się ze zbrodniczego uścisku agresora, który chcąc ją zgwałcić , pragnął również pozbawić życia jej synka. Bóg sprawił, że im się udało uciec. Są bezpieczni ale wielka trauma pozostała i będzie się bardzo długo zabliźniała.

Mam w oczach widok tysięcy dzieci płaczących z rozpaczy, nie chcących odkleić się od szyi swojego tatusia, który przyjechał z nimi na granice, ale dalej już nie może z nimi pojechać bo musi wrócić by bronić ich Ojczyzny i ich własnego, często spalonego domu. Widzimy to wszystko w oczach tych małych dzieci idących z małym plecaczkiem i bardzo smutnymi oczkami.

Niosąc pomoc miejmy więc świadomość by nie „wchodzić z butami” w serca i dusze tak bardzo rozdarte i poranione. To nie najlepszy czas by rozbić im zdjęcia, by udokumentować, że to właśnie my, kiedy udzielamy im pomocy. By w ten sposób pokazać światu swoje dobre serce. „Niech nie wie prawica, co czyni lewica” – to słowa Chrystusa, które warto szczególnie teraz wdrażać w nasze życie i postępowanie. Byśmy ratując i pomagając przypadkiem nie uczynili komuś krzywdy. Zdajmy ten dziejowy egzamin na szóstkę! Życzmy tego sobie wzajemnie a nade wszystko bądźmy ludźmi i tym człowieczeństwem i sympatią szczepmy tych, którym tego ciągle brakuje.

Biskup Adam Rosiek

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.