Rozmowa z Tym, który w niebo wstąpił

Panie Jezu, ostatnio dużo o Tobie myślałem. Gdy czytałem Ewangelię, zauważyłem, że ewangeliści więcej miejsca poświęcają Twojej męce niż zmartwychwstaniu. Szczegółowo opisany jest spisek, sąd, bolesna droga na Golgotę, sama śmierć, natomiast scen po zmartwychwstaniu jest zaledwie kilka. Dlaczego?

To prawda, ale dla Ewangelistów, zresztą jak dla wszystkich ludzi, śmierć jest czymś widzialnym, namacalnym, spotykacie się niemal codziennie z czyjąś śmiercią i ocieracie się o własną. Apostołowie bardzo mocno przeżyli moją śmierć, choć tylko jeden z nich był jej bezpośrednim świadkiem. Natomiast samego zmartwychwstania nie widział nikt, nawet mój ulubiony uczeń – Jan.

Właśnie, mam w związku z tym pewien niedosyt. Szkoda, że Twojego niedzielnego triumfu nikt nie widział i nie zostało to opisane w szczegółach. Dlaczego nie zmartwychwstałeś w południe albo nie poczekałeś choćby do rana, gdy kobiety szły do grobu namaścić Twoje ciało?

Oczywiście, że mogłem poczekać, i to nie tylko ze zmartwychwstaniem. Mogłem poczekać także ze swoim narodzeniem i męką, nawet do obecnych czasów. Znacznie łatwiej mógłbym wtedy dotrzeć ze swoją nauką do wszystkich ludzi na świecie, w ciągu kilku godzin wszyscy znaliby moje imię. Nie odstępowałyby ode Mnie kamery stacji telewizyjnych, obok uczniów chodziliby ze Mną dziennikarze. Moje cuda oglądałyby miliardy ludzi na żywo, nauka komentowana by była na bieżąco i w szczegółach, całe przesłanie nie pozostawiłoby żadnych wątpliwości.

Właśnie, czyż nie byłoby to korzystniejsze dla całej Twojej misji?

Jedak wtedy nie byłoby miejsca dla wiary, a na tym mi najbardziej zależy. Najpiękniejszą odpowiedzią, jaką mogę usłyszeć od człowieka jest właśnie wyznanie wiary – „Pan mój i Bóg mój”. Dlatego zmartwychwstałem dyskretnie i bez świadków, aby moje zwycięstwo nad śmiercią było dostrzegalne tylko dla wierzących. Stąd w każdej epoce wszyscy mają jednakowe szanse spotkania Mnie. Rozumiem wątpliwości Tomasza, który uwierzył dopiero, jak Mnie dotknął, nie mam nic przeciwko ludziom jemu podobnych, szanuję ich sceptyczne podejście. Jednak od tamtej wielkiej nocy aż do końca świata, chcę pozostać dostępny dla tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Nie chciałem i nie chcę nikogo zniewalać swoją potęgą. Taki po prostu jestem, cichy i pokornego serca…

Jednak po zmartwychwstaniu ukazywałeś się wybranym uczniom, rozmawiali z Tobą, a pewnego dnia widział Cię nawet tłum pięciuset ludzi jedocześnie…

Tak, po to przyszedłem na ziemię, by powiedzieć ludziom, że śmierć nie jest końcem ich życia, ale jedynie pewnym przełomem i wejściem w życie wieczne. Przez 40 dni, pokazywałem się w ciele i na różne sposoby przekonywałem ludzi, że oni również zmartwychwstaną. Widzieli moje rany po gwoździach i włóczni, ślady ziemskiego życia. Chciałem pokazać, że wszystkie ziemskie przeżycia nie zostają bez wpływu na to, kim będziecie w życiu wiecznym. Inaczej mówiąc – każdy ból, łza i kropla krwi wylanej na ziemi, nabierze nowego sensu w życiu chwalebnym. Warto pięknie żyć na ziemi, aby żyć jeszcze piękniej w niebie.

W takim razie, nie gniewaj się Mistrzu, ale powiedz, czy konieczne jest, aby tu na ziemi było tyle cierpień i ran? Dlaczego brat zabija brata, dlaczego wojny, dlaczego choroby, epidemie?

Cieszę się, że zadajesz Mi te pytania, to znaczy, że Mi ufasz i masz wrażliwe serce. Muszę cię zapewnić, że każde cierpienie, które dotyka ciebie, dotyka jeszcze bardziej Mnie. Przecież Ja widzę, słyszę i przeżywam to wszystko znacznie mocniej niż ty, bo Ja bardziej kocham. Dlatego to ty wybacz, ale to Ja chcę cię zapytać o te łzy i cierpienie. Co zrobiłeś ze swoim sumieniem i moimi przykazaniami? Co zrobiłeś z ziemią, którą dałem ci w zarządzanie? Stworzony świat na początku był bardzo dobry, była harmonia dopóki ludzie nie odwrócili się od Boga i zaczęli żyć po swojemu. Cierpienie i śmierć nie są moim wymysłem! Nigdy tego nie chciałem, zresztą, nadal nie chcę.

Panie Boże, ale czy nie można było stworzyć człowieka z natury lepszego, który wybierałby tylko dobro i zawsze był posłuszny Twojej woli? Nie byłoby wtedy na świecie tyle zła?

Nie chciałem stworzyć bezdusznych maszyn zdolnych wyłącznie do wykonywania mojej woli. W ten sposób działają niewolnicy. To wy ludzie programujecie w ten sposób komputery i inne urządzenia, które są wam bezwarunkowo posłuszne. Jesteście moimi przyjaciółmi, a nie sługami. Jestem Miłością i nie posługuję się przemocą. Nie manipuluję wami, wraz z wolnością wyboru otrzymaliście ode Mnie godność, z której często nie zdajecie sobie sprawy.

Jednak, czy nie mogłeś stworzyć człowieka wolnego, a jednocześnie takiego, który pełniłby tylko Twoją wolę? Przecież jesteś Wszechmocny!

A czy ty potrafisz narysować kwadratowe koło? Podobnie jest z wolą człowieka. Nie da się stworzyć człowieka, który byłby autentycznie wolny, a jednocześnie zdolny tylko do miłości i dobra. Choć jestem wszechmocny, nie mogę pogodzić sprzeczności, tak jak ty nie możesz narysować kwadratowego koła. Kocham cię i pragnę, abyś ty Mnie kochał, jednak nie mogę cię do tego zmusić. Gdzie nie ma wolności, tam nie ma i miłości. Zresztą, tylko dlatego, że jesteś wolny, możesz być dobry. Naprawdę możesz być dobry!

Panie Jezu, a co z człowiekiem, który nie zna Twojej Ewangelii, który przechodzi obojętnie obok Ciebie i żyje jakby Cię nie było?

Widzę więcej niż ty i znam historię tego człowieka, której ty nie znasz. Ty widzisz tylko skutki, Ja widzę też przyczyny. Za maską obojętności ukrywa swą wrażliwość i dobro. On też jest dobry, ale się boi tego pokazać, bo przed laty, gdy kształtował swoją tożsamość, został mocno zraniony, wyśmiany, okradziony z ideałów i zostawiony na drodze życia. Nikt nigdy go nie kochał, ani nawet nie powiedział o mu mojej Miłości, która leczy wszystkie rany. Zawsze czuł się samotny, niepotrzebny i wykorzystywany. Ciągle musiał walczyć i nadal jest przekonany, że życie to dżungla, w której szansę na przetrwanie ma tylko silniejszy, dlatego rani i zabija innych. Dotarcie do jego serca jest mocno utrudnione, ale istnieje. A skoro istnieje, to moja Miłość tę drogę znajdzie. Nie zapominaj, że jestem dobrym pasterzem i znam swoje owce. I nie spocznę, dopóki nie sprowadzę wszystkich do mojej owczarni. W przeciwnym razie nie byłbym prawdziwym zwycięzcą śmierci, piekła i szatana, może co najwyżej częściowym, czyli tak naprawdę byłbym wielkim przegranym. Niektórzy ludzie wymagają więcej czasu, aby Mnie rozpoznać. Przypomnij sobie, ile czasu potrzebowali Łukasz i Kleofas, rozmawiałem z nimi całą drogę do Emaus, tłumaczyłem im wszystko, a jeszcze Mnie nie rozpoznali. Każdy człowiek jest inny. Dlatego zamiast oceniać innych, bądź raczej moim apostołem i świadkiem. Nie nawracaj ich, ale po prostu im mów, że wierzysz we Mnie, oto twoja misja.

Chciałbym, ale czy dziś ktokolwiek uwierzy w moje słowa?

Znasz przypowieść o Dobrym Samarytaninie i wiesz, co on zrobił. Rób to samo. I nie lękaj się, naprawdę jestem z tobą przez wszystkie dni, choć zobaczysz Mnie dopiero w niebie…

W takim razie – do zobaczenia!

Szczęśliwi, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Do zobaczenia!

Ks. Marek Michalik

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.