Niezwykłe wspomnienia Arturo Mari – osobistego fotografa świętego Jana Pawła II

W centrum uwagi życia Kościoła

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże

Wstałem rano jakiś niespokojny, nie mogłem spać tysiące niepokojących myśli zaprzątało mi większą część nocy. Od  dłuższego czasu media informują nas o narastających w Europie atakach islamskich fundamentalistów. Dzisiaj podczas audiencji generalnej Ojciec Święty Franciszek [czytaj więcej...]

Arturo Mari fotograf watykański, osobisty fotograf papieża Jana Pawła II. Jest autorem wielu albumów poświęconych Janowi Pawłowi II, wykonał ponad milion jego zdjęć. Pracował jako fotograf kolejnych papieży przez 53 lata. Wielokrotnie odwiedził Polskę , w tym dwukrotnie gościł w Miliczu . Publikujemy znakomity wywiad jakiego udzielił dla Fabio Marchese Ragona . Przeczytajcie  jego wspomnienia . „Najlepsze zdjęcie zrobiłem w ostatni Wielki Piątek w 2005 r., kiedy siedział w swojej prywatnej kaplicy z krzyżem w dłoniach. Uchwyciłem gest, którego nikt nie dostrzegł: papież wziął krzyż, przytknął go do głowy, ucałował Chrystusa, a potem przycisnął krzyż do serca” .

Fabio Marchese Ragona: Pamięta pan swoje pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II?

Arturo Mari: Poznałem go w czasie Soboru Watykańskiego II, kiedy był arcybiskupem Krakowa. Przedstawił mi go kardynał Wyszyński. Potem za każdym razem, kiedy przyjeżdżał do Rzymu, miałem okazję spotkać się z nim.

A potem został papieżem…

Kiedy po konklawe otwarto drzwi Kaplicy Sykstyńskiej, wszedłem do środka jako pierwszy. Ojciec Święty stał tam ubrany w białą szatę. Spojrzał na mnie z wielką miłością i pogładził po głowie. Moja pierwsza myśl była taka, żeby zrobić zdjęcie. Świat czekał na zdjęcia nowego papieża. Potem ukłoniłem się i odszedłem.

Które ze swoich zdjęć zrobionych papieżowi uważa pan za najlepsze?

Spędzałem z nim 365 dni w roku. Wchodziłem do apartamentów papieskich codziennie o 6:20. Najlepsze zdjęcie, moim zdaniem, zrobiłem w ostatni Wielki Piątek w 2005 r., kiedy siedział w swojej prywatnej kaplicy z krzyżem w dłoniach. Uchwyciłem gest, którego nikt nie dostrzegł: papież wziął krzyż, przytknął go do głowy, ucałował Chrystusa, a potem przycisnął krzyż do serca. To zdjęcie obiegło świat i sądzę, że najlepiej oddaje cały sens jego pontyfikatu.

Wielu mówiło wtedy, że ujęcie jest z tyłu, ponieważ papież oddycha przez respirator. To prawda?

To wymysły. Wcale nie miał respiratora. To była kwestia kadrowania. Kaplica była tak mała, że nie można było zrobić tego zdjęcia inaczej. W środku było tłoczno: poza nami były tam siostry zakonne, pielęgniarze, lekarze. Zdjęcie można było zrobić, tylko umieszczając aparat w głębi.

Jaki musi być osobisty fotograf papieża?

Pełen pokory i dyskretny. Trzeba zawsze pamiętać, że fotografuje się nie byle kogo, tylko papieża. Zdarza się, że w czasie prywatnych spotkań z głowami państw usłyszy się jakieś słowo, zdanie. W takich przypadkach trzeba zawsze być bardzo dyskretnym i nie słuchać.

13 maja 1981 r., w dniu zamachu na papieża, był pan obok niego w papamobile i zrobił pan słynne zdjęcia Jana Pawła II ugodzonego kulami wystrzelonymi przez Ali Agcę. Co pan pamięta z tego dnia?

Zupełnie nie pamiętam, jak udało mi się zrobić to zdjęcie. Natychmiast zorientowałem się, że coś się dzieje. Zobaczyłem, że papież upada przede mną i być może dzięki Matce Bożej, która poprowadziła moją rękę, a może z racji doświadczenia, miałem dość zimnej krwi, by zrobić te zdjęcia, które stały się historycznym dokumentem.

Papież cierpiał, ale nie wydał z siebie żadnego jęku, skargi. Kiedy dojechaliśmy pod tzw. pogotowie watykańskie i czekaliśmy na karetkę, która miała zawieźć Ojca Świętego do kliniki Gemelli, położono go na ziemi i wtedy powtórzył tylko dwa razy: „Matko Boża, pomóż mi, Matko Boża, pomóż mi!”.

Czy papież kiedykolwiek się czegoś bał?

Ależ skąd! Opowiem coś, o czym wie niewielu: to było na pokładzie samolotu lecącego do Senegalu. Tuż za granicą Włoch, nad Morzem Śródziemnym, wlecieliśmy w lodową chmurę, a nasz samolot nie był wyposażony w system do odszraniania skrzydeł. Z 12 000 metrów w jednej chwili zeszliśmy na 1500 m. Wszyscy bardzo się bali, wydawało się, że samolot spada. A on był spokojny, siedział na swoim miejscu i czytał brewiarz. Kiedy samolot wzniósł się z powrotem, wyjrzał przez okno, pokiwał głową i jakby nigdy nic, zapytał z uśmiechem: „Coś nie tak?”.

Na wszystkich zdjęciach widzimy, jak się uśmiecha. Czy widział go pan kiedyś płaczącego?

Często się wzruszał, szczególnie kiedy odwiedzał afrykańskie szpitale, w których były dzieci chore na AIDS. Czasem uronił nawet łzę. Choć starał się podnosić na duchu innych, jego człowieczeństwo dawało o sobie znać.

Czy jakieś zdarzenia z pontyfikatu Jana Pawła II nie zostały uwiecznione na zdjęciach?

Kiedyś w Afryce, konkretnie w Angoli, jego biała sutanna zrobiła się czarna. Papież gawędził z pewną ubogą miejscową rodziną. W pewnym momencie z jednego z towarzyszących mu samochodów przyniesiono butelkę soku pomarańczowego i ciasteczka. Papież podał je dzieciom i po paru sekundach został dosłownie otoczony. Dzieci wskakiwały mu na kolana, ciągnęły na boki, obejmowały za szyję. Jego sutanna zrobiła się czarna! Niedługo potem miał spotkanie z prezydentem, więc musiał wrócić do nuncjatury, żeby się przebrać.

Ostatnie zdjęcie, jakie zrobił pan papieżowi?

To zdjęcie nigdy nieopublikowane. Jan Paweł II leżał już w trumnie. Uchwyciłem moment, kiedy jego sekretarz biskup Dziwisz i ceremoniarz prałat Marini zgodnie z protokołem kładą mu na twarzy białą chustę. To wzruszająca chwila, której nigdy nie zapomnę.

Mówiło się, że w ostatnich godzinach życia papież był nieprzytomny i podłączony do maszyn…

A czegóż to nie mówiono? Nawet, że umarł trzy dni wcześniej, niż oficjalnie podano to do wiadomości. Miałem ogromne szczęście, że mogłem się z nim pożegnać 8 godzin przed jego śmiercią. Podszedłem do łóżka i uklęknąłem, a biskup Stanisław szepnął mu: „Jest tu Arturo”.

Wtedy on odwrócił się do mnie, uśmiechnął się serdecznie i powiedział: „Dziękuję, Arturo, bardzo dziękuję” i odwrócił się na drugi bok. Był całkowicie przytomny i nie był podłączony do żadnych maszyn. Po lewej stronie poduszki miał tylko maseczkę tlenową. Był spokojny, gotowy wrócić do domu Ojca.

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.