“Jezu , Ty się tym zajmij” – szukając ukojenia dla duszy…

Jak odchodził mistyk, któremu Jezus podyktował potężną modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”? 19 listopada przypada rocznica śmierci ks. Dolindo.

Kapłana z Neapolu, któremu Jezus zostawił potężną modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij” nie trzeba już przedstawiać w Polsce.

Kiedy tu przyjdziesz, zapukaj, ja nawet zza grobu odpowiem Ci: ufaj Bogu!” – to zdanie z duchowego testamentu ks. Dolindo córki duchowe kapłana przybiły do marmurowej płyty nagrobka swojego padre.

Kiedy wracam do ostatnich scen z jego życia i duchowego testamentu ks. Dolindo, za każdym razem z trudem powstrzymuję emocje.

Ostatnie lata życia ks. Dolindo

Choć jego życie to pasmo cierpień – od urodzenia przez 14 lat głodzony i bity do nieprzytomności przez ojca, pomiatany przez przełożonego w seminarium, zdradzony przez córki duchowe, wielokrotnie przesłuchiwany przez Święte Oficjum, więziony, a potem odgrodzony na ponad 19 lat od ołtarza, odrzucony przez to najpierw przez rodzinę i wytykany jak opętany na ulicach Neapolu – to jego kalwaria fizyczna zacznie się dekadę przed śmiercią.

1 listopada 1969 r. ks. Dolindo dostaje paraliżu połowy ciała. Mimo to nadal głosi do ośmiu kazań dziennie, spowiada, odwiedza szpitale, więzienia. Na ulicach nadal wytykają go palcem, ale wstrzymując niemal oddech: „Idzie święty kapłan!”. Mimo szykan, nigdy nie krytykuje Kościoła, a kocha go. Bo „Kościół to Jezus” – pisze. Trudno go z kimkolwiek pomylić: prawą ręką podpiera się laseczką i kurczowo trzyma różaniec. W lewej nosi własnoręcznie uszytą ze skaju torbę pełną kamieni. „To skarby dla zbawienia dusz, aniołeczki” – tłumaczy zaczepiającym go dzieciom.

Przy krętej via Salvator Rosa, w centrum miasta, gdzie mieszka mistyk, wiją się kolejki. Tłumy odsyłanych tu przez ojca Pio penitentów czekają choć na chwilę rozmowy. Ks. Dolindo nikomu nie odmawia. Nadal nocami pisze. Kończy największe dzieło, książkę o Maryi. Wtedy atakuje go szatan – bywa, że rzuca ks. Dolindo, jak ojca Pio, o ściany. W tym okresie często odwiedzają go aniołowie oraz sama Matka Boża.

Z ręcznych notatek Enziny Cervo, córki duchowej:

„(…) Skończył osiemdziesiąt osiem lat 6 października, a 1 listopada minęło dziesięć lat jego paraliżu; w sobotę 8 listopada, kiedy po Mszy Świętej pomagałam mu dojść do jego pokoiku drobnym kroczkiem, zatrzymał się i mówi: – Już nie umiem się utrzymać na nogach, ale nie martw się, Jezus podtrzymuje mnie swoją miłością. Odmówmy dziękczynne Ave Maria za to, że Matka Boża pozwala mi jeszcze odprawiać Msze Święte”.

Ks. Dolindo kilka dni przed śmiecią

13 listopada 1970 roku

ks. Dolindo Ruotolo po raz pierwszy celebruje Eucharystię i udziela Komunii na siedząco. „Miałam wrażenie, że ojciec lada chwila upadnie” – pisze Enzina. Między wymianą opatrunków na poranionych nogach, mimo ciężkiego stanu, ks. Dolindo nie odmawia nikomu spowiedzi.

16 listopada 1970 roku, poniedziałek. Ks. Dolindo prosi, by pomoc mu wstać. Chce odprawić Mszę. – Nie może ojciec, jest ojciec chory – z bólem tłumaczy mu Enzina. „Dopiero kiedy sam stwierdził, że nie może już usiąść, nawet z moją pomocą, nieomal zapłakał. Powierzył się cały woli Bożej”.(…)

18 listopada 1970 roku

Prawie nic nie zjadł […]. cały czas się modlił, […] na głos, za Kościół, za Papieża i za księży, za dusze, nie zapominał o nikim. Odpowiadał tym, którzy przychodzili z odwiedzinami. – Ojcze – mówiłam mu – niech ojciec trochę odpocznie. A on mi odpowiadał: – Córko moja, módlmy się, bo życie wieczne to nie żart. […]

 

Śmierć ks. Dolindo Ruotolo

19 listopada 1970 roku, czwartek.

O świcie ojciec zaintonował Salve Regina i w pewnym momencie wpatrując się w górę powiedział: „Madonna mia! Jaka jesteś piękna! I jakby w ekstazie, trwał tak kilka chwil w ciszy. (…) Niesamowity pokój wyczuwało się wokół umierającego, jakiś rodzaj słodyczy i delikatności w ogniu tak wielkiego cierpienia!

Ks. Dolindo już nie przełyka, towarzyszący mu kapłan odmawia podania Komunii. „Ależ to był dla ojca ból, przeżywał przecież całe Misterium Paschy” – pisze Enzina. Jednak do mieszkania na Salvator Rossa po krótkim czasie puka inny kapłan, ks. Giovanni z Jezusem Sakramentalnym.

Uprzedziłam go, że ojciec już nie przełyka, ale on swoim donośnym głosem zapytał ojca, czy chce przyjąć Jezusa. – Tak! – odparł ojciec (…). Moja radość nie miała granic! Ojciec Dolindo był w stanie uniesienia, wielkiego wewnętrznego ukojenia, a gdy Jezus wypełniał to serce, które całe życie było dla Niego, wokół nas zaczął unosić się silny zapach lilii

Godzina 17.13. Ksiądz Dolindo ma coraz niższy puls, który schodzi do trzydziestu dwóch uderzeń na minutę.

Pan Umberto (syn duchowy): – W pewnym momencie zerwał się z łóżka, rozpostarł szeroko ramiona. Jak dziecko, które wyciąga ręce do mamy i rzuca się jej naprzeciw wołając „och!” z zachwytem. I oddał ducha Bogu. Cinzia notuje: „Jego twarz była uśmiechnięta, wydawał się jaśniejący i pełen szczęścia, błogosławiony”.

Nad jego łóżkiem unosił się zapach lilii, wszystkie rany i blizny na nogach zniknęły w ciągu godziny.

W ostatnim liście do córek duchowych ks. Dolindo – przeczuwając swoje odejście – pisze kilka zdań, które brzmią jak swoisty testament duchowy kapłana:

Pocieszajcie ubogich, napełniajcie nadzieją tych, którzy zawodzą z powodu jej braku, przywróćcie ludziom wiarę, zróbcie wszystko, by pojednali się z Bogiem ci, którzy od Niego odeszli, albo też gorzej – którzy się przeciw Niemu zbuntowali w swoim bólu i żyją w mroku swojej ich świadomości, bez jakiegokolwiek pocieszenie, bez nadziei!

Modlitwa “Jezu, Ty się tym zajmij”

Relacje świadków pochodzą z książki „Jezu, Ty się tym zajmij. O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda”, Joanna Bątkiewicz-Brożek, Wydawnictwo Esprit

 

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.