Święta Maria Magdalena

W centrum uwagi życia Kościoła

Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże

Wstałem rano jakiś niespokojny, nie mogłem spać tysiące niepokojących myśli zaprzątało mi większą część nocy. Od  dłuższego czasu media informują nas o narastających w Europie atakach islamskich fundamentalistów. Dzisiaj podczas audiencji generalnej Ojciec Święty Franciszek [czytaj więcej...]

Niewielu ludzi stało się bohaterami tak tajemniczych historii. Głośna książka Dana Browna “Kod Leonarda da Vinci” to tylko jedna z wersji szokujących opowieści o Marii Magdalenie.

Teorie mówiące o tym, że Magdalena była żoną Jezusa albo, w trochę mniej sensacyjnej wersji (zawartej także w Apokryfach), powierniczką nauk, których Jezus nie przekazywał Apostołom, mają swoich zwolenników.

Dokładając do nich przypuszczenie, że Kościół pierwszych wieków, rządzony przez mizoginicznych mężczyzn, postarał się, by ukryć prawdę o Marii Magdalenie, uzyskujemy przerażającą i zarazem ekscytującą historię o największym oszustwie w dziejach. Nic więc dziwnego, że tego rodzaju wiadomości przyciągają tak wiele umysłów, mimo że nie znalazły potwierdzenia w badaniach naukowych ani wiarygodnych źródłach historycznych. Czy po odrzuceniu tych wszystkich rewelacji w historii Marii Magdaleny pozostaje coś wyjątkowego?

Ewangeliczne dossier

Informacje podawane na jej temat przez Ewangelistów są raczej skąpe. Wszyscy czterej wymieniają ją obok innych kobiet, towarzyszących Jezusowi w czasie Jego publicznej działalności. Mateusz i Marek wspominają, że owe kobiety usługiwały Mu (Mt 27, 55-56; Mk 15, 40-41), a Łukasz dodaje: “udzielając ze swego mienia” (Łk 8, 2-3). Magdalena najprawdopodobniej była więc kobietą majętną, a do tego hojną, która w pewnym momencie zdecydowała się zostawić swoje dotychczasowe życie, by iść za Nauczycielem od miejscowości do miejscowości.

Łukasz i Marek podają jeszcze, że Jezus wyrzucił z niej siedem złych duchów (Mk 16, 9; Łk 8, 2). Liczba siedem, która w Biblii oznacza pełnię, doskonałość, w tym wypadku od razu przywodzi na myśl bardzo głębokie zniewolenie złem. Magdalena musiała więc być niewyobrażalnie poraniona i zagubiona. Jezus uwolnił ją i tak naprawdę przywrócił jej życie.

Najwięcej o Marii Magdalenie dowiadujemy się, czytając opisy męki i Zmartwychwstania. Wszyscy Ewangeliści potwierdzają, że była obecna przy ukrzyżowaniu i złożeniu Jezusa do grobu (Mt 27, 55-56. 61; Mk 15, 40-41. 47; Łk 23, 49. 55; J 19, 25), a Mateusz, Marek i Jan podają, że w poranek wielkanocny spotkała Zmartwychwstałego (Mt 28, 9-10; Mk 16, 9; J 20, 11-18). Ona też jako pierwsza przekazała Apostołom radosną wieść o zmartwychwstaniu Pana.

Przywołane wersety przedstawiają Magdalenę jako kobietę, która postawiła wszystko na jedną kartę. Doświadczenie miłości i miłosierdzia Boga, tak ogromne i inne od tego, co znała do tej pory, obudziło w niej odwagę i palące pragnienie Jezusa. W przeciwieństwie do uczniów, nie potrafiła Go opuścić, gdy umierał. Uczestniczyła w Jego pogrzebie. Z uwagą przyglądała się, w jakim miejscu Go złożono, by wrócić do grobu w niedzielny poranek, gdy tylko skończył się szabat. Można powiedzieć, że uparcie nie chciała opuścić miejsca, w którym – po ludzku rzecz biorąc – nie mogło się już nic wydarzyć. I właśnie tam przyszedł do niej Zmartwychwstały. Uważna lektura opisu pięknego spotkania Magdaleny z Jezusem przy pustym grobie (J 20, 11-18) pozwala w pewien sposób przeczuć, jak głęboka była jej miłość.

Jezus wybrał Marię Magdalenę na pierwszą głosicielkę prawdy o Zmartwychwstaniu – ten fakt jest niezaprzeczalny. Ale właściwie na tym kończy się jej historia zachowana w Ewangeliach.

 

Brakujące karty i mylne tropy

Zastanawiając się, co wiemy o Magdalenie z przekazów ewangelicznych, można odczuwać ogromny niedosyt. Dlaczego Pismo Święte milczy o jej dalszych losach? Jak to możliwe, że najważniejsza wiadomość w historii świata została powierzona komuś, kto dotąd odgrywał jedynie dość podrzędną rolę (usługiwanie)? Czy to prawdopodobne, że tak wielkie wyróżnienie, którego Magdalena doświadczyła w poranek wielkanocny, nie wpłynęło na jej pozycję w pierwotnym Kościele?

Trudno oprzeć się pokusie odpowiedzi na te pytania. Nasze naturalne dążenie do uzupełniania znaczeń i odnajdywania logicznych powiązań pomiędzy rozsypanymi cząstkami sensu domaga się zdroworozsądkowych dopowiedzeń. Czy nie stąd właśnie wyrastają wciągające opowieści o wielkim spisku Kościoła mężczyzn przeciwko Magdalenie, który miał na celu pozbawić ją znaczenia?

Apokryficzne ewangelie Filipa i Marii Magdaleny dają im idealne podstawy. Nie tylko potwierdzają emocjonalny i bliski związek Magdaleny z Jezusem, ale na dodatek przedstawiają spór o władzę i przywództwo wśród uczniów pomiędzy nią a Piotrem. Nic więc dziwnego, że feministyczne interpretacje Biblii mocno koncentrują się na postaci Magdaleny, która w ich obrębie jawi się jako patronka walki o równouprawnienie i jednocześnie ofiara seksistowskiej mentalności. Na dodatek historia Kościoła zdaje się potwierdzać taki pogląd.

W Kościele zachodnim przez wiele długich stuleci, odkąd papież Grzegorz Wielki w VI w. uczynił to po raz pierwszy, Maria Magdalena była utożsamiana z nawróconą jawnogrzesznicą z Ewangelii Łukasza (Łk 7, 36-50). Pozwalało to ukazywać ją wiernym jako przykład działania miłosierdzia Bożego, które potrafi uratować największego grzesznika (a raczej grzesznicę; znakomicie splatało się to z popularną opinią mówiącą, że kobieta ze swojej natury jest bardziej podatna na wpływ zła). Magdalena stała się więc patronką kobiet rozwiązłych, które dzięki szczerej pokucie wracają do Boga. Radosny przekaz o spotkaniu z Jezusem w wielkanocny poranek zszedł na drugi plan. Samo uzdrowienie z grzechu nieczystości nie dawało podstaw do uznawania Magdaleny za kogoś wyjątkowego.

Odnowione spojrzenie

 

Rzeczywiście, trudno nie przyznać, że takie podejście do Świętej szło w parze z dominującym jeszcze do niedawna przekonaniem, że rola kobiety w Kościele jest zasadniczo bierna i mniej istotna niż rola mężczyzny. Nie jest to problem wyssany z palca, skoro zwracał na niego uwagę chociażby Jan Paweł II w szczególnym dokumencie – adhortacji o życiu konsekrowanym “Vita consecrata”.

 

Papież zaznaczał: “Jest oczywiste, że należy uznać zasadność wielu rewindykacji dotyczących miejsca kobiety w różnych środowiskach społecznych i kościelnych. Trzeba także podkreślić, że nowa świadomość kobiet pomaga również mężczyznom poddać rewizji swoje schematy myślowe, sposób rozumienia samych siebie i swojego miejsca w historii, organizacji życia społecznego, religijnego i kościelnego” (VC, 57).

Dekret Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów z 3 czerwca 2016 r., ustanawiający 22 lipca świętem Marii Magdaleny (dotąd było to wspomnienie obowiązkowe), odnosi się do tej kwestii. W dokumencie czytamy: “W naszych czasach, gdy Kościół wezwany jest, aby jeszcze bardziej zastanowić się nad godnością kobiety, nad nową ewangelizacją i nad wielkością misterium Bożego Miłosierdzia, wydaje się rzeczą słuszną, by również postać św. Marii Magdaleny jeszcze lepiej została wiernym ukazana”. Konieczność przemyślenia na nowo godności kobiety jest więc jednym z motywów tej znaczącej zmiany w kalendarzu liturgicznym.

Warto w tym miejscu zauważyć, że zarówno sam dokument, jak i dołączony do niego list abpa Roche’a łączą dwa sposoby myślenia o Magdalenie i wykazują ich komplementarność, jednocześnie wyjaśniając, że utożsamienie Magdaleny z jawnogrzesznicą było pomyłką. Z jednej strony znajdujemy w nich odwołanie do nauczania Grzegorza Wielkiego, podkreślającego, że Magdalena jest świadkiem Bożego Miłosierdzia, z drugiej – przypomnienie tradycji od wieków istniejącej w Kościele, zgodnie z którą Magdalenie przynależy tytuł “apostolorum apostola”, Apostołki Apostołów (tak nazywał ją m.in. Tomasz z Akwinu).

 

W dekrecie bardzo wyraźnie zaakcentowano, że to właśnie Magdalena została wyróżniona przez Pana w szczególny sposób. Jest pierwszym świadkiem Zmartwychwstania i pierwszą głosicielką prawdy o nim. Abp Roche dodaje w liście, że Magdalena “ogłasza wiadomość o zmartwychwstaniu Pana, tak jak inni Apostołowie”, jednoznacznie zrównując ją z najbliższymi uczniami Jezusa.

Jedyny skarb

 

Jeśli ktoś, chcąc poznać Marię Magdalenę, zatrzymałby się jedynie na powierzchni tego, co dotąd zostało tu w jakiejś mierze przypomniane, bardzo prawdopodobne, że Święta pozostałaby w jego pamięci przede wszystkim jako symbol jednego z kulturowo-społecznych sporów. I byłaby to strata, bo wydarzenia związane z Magdaleną mówią o czymś o wiele bardziej zasadniczym niż kwestia hierarchii panującej w najbliższym otoczeniu Jezusa.

Pobieżna lektura tekstów ewangelicznych daje wyobrażenie o wielkim znaczeniu Marii Magdaleny w kulminacyjnym momencie historii zbawienia, ale na pierwszy rzut oka w ogóle go nie tłumaczy. W gruncie rzeczy mówią one po prostu o kimś, kto bardzo kocha Jezusa. Czy faktycznie robi to na nas jakiekolwiek wrażenie? Być może pytani, co jest dla nas najważniejsze, odpowiadamy: miłość. Ale czy z przekonaniem przed samymi sobą jesteśmy w stanie przyznać, że miłość do Pana wystarczy, by życie uczynić świętym i nadać mu prawdziwą wielkość? Czy zainteresowanie sensacyjnymi opowieściami o Marii Magdalenie, żonie Jezusa, nie świadczy o tym, że właśnie tego nie rozumiemy?

W prefacji przewidzianej na święto Marii Magdaleny Kościół wypowiada słowa: “umiłowała Go żyjącego, widziała konającego na krzyżu, szukała złożonego w grobie i jako pierwsza uwielbiła Go zmartwychwstałego”. A św. Grzegorz Wielki, w homilii, która znalazła się w Liturgii Godzin jako jedno z czytań na dzień jej święta, tak opisuje wydarzenia przy pustym grobie: “Z tego widać, jak wielką miłością pałało serce Marii, skoro nawet po odejściu uczniów nie odstąpiła od grobu Pana. W dalszym ciągu szukała Tego, którego nie znalazła. Płakała, szukając i ogarnięta żarem miłości gorąco tęskniła za Tym, o którym sądziła, iż został zabrany. I stało się, że tylko ta zobaczyła wówczas Jezusa, która pozostała, aby szukać. Dopełnieniem bowiem czynu dobrego jest wytrwałość (…)”.

Miarą wielkości Marii Magdaleny jest wytrwała miłość. Tylko i wyłącznie. I choć jest to prawda, która dotyczy wszystkich świętych bez wyjątku, jej historia pokazuje tę prawdę wyjątkowo dobitnie i w żaden inny sposób się nie tłumaczy.

 

Ktokolwiek doświadczył dłuższych okresów systematycznej modlitwy (lub zmagań o nią), z pewnością zna przygnębiające odczucie pustki i kompletnej bezsensowności upływającego czasu. Trochę tak, jakby właśnie siedziało się przy grobie. Wokół tyle spraw wymagających podjęcia, rzeczy, relacji, które obiecują, że mają moc nadać znaczenie uciekającym dniom, a tu tylko grób. Wtedy można się wystraszyć, znużyć lub pójść za głosem zdrowego rozsądku i najzwyczajniej czymś się zająć. Można jednak także spróbować wytrwać i kochać wbrew swoim wyobrażeniom i nie zważając na odczucia. Maria Magdalena jest świadkiem, że wtedy dzieją się rzeczy największe.

Facebooktwitteryoutubeinstagram
Facebooktwitter

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.